Rozczarowany optymizm młodych adeptów sztuki, balansujących między krzywymi rynkowego zainteresowania ich działalnością a uwagą krytyki oraz instytucji, funkcjonuje często w ramach specyficznego romansu: wystawiając się na ryzyko niewidzialności, młodzi artyści podejmują tematy z pogranicza rezygnacji w świecie zdominowanym przez systemowy nadmiar obrazów ilustrujących przeciągający się koniec pewnego porządku. Czym staje się zaangażowanie w sztukę w czasach urynkowienia pomysłowości? Czy istnieje sztuka angażująca uwagę poza podziałem na sztukę zaangażowaną i komercyjną? Nie jest to pytanie o dyscyplinarną czystość, lecz o możliwość swobodnej gry wyobraźni wymykającej się rzeczywistości codziennego, w tym również rynkowego doświadczenia.
Seria obiektów zaproponowanych przez Wojtka Didkowskiego wydaje się wprost nawiązywać do tu i ówdzie powtarzanej, choć niezbyt często przyjmowanej za dobrą monetę opinii, że sztuka już od dawna nie jest tym, na co patrzymy. Po przesunięciu mechanizmów wytwarzających znaczenie dzieła poza pole krytycznego komentarza istotną częścią doświadczenia sztuki stają się przede wszystkim kwestie o charakterze spekulatywnym. Nie chodzi tu jednak o spekulację filozoficzną, lecz tę rozumianą w kategoriach ściśle rachunkowych. W scenerii gwałtownie zorganizowanej ekonomii użytku niewiele miejsca pozostaje na spekulację spoza bardziej pragmatycznego słownika. A również w porządek tego słownika starają się ingerować przedstawione tutaj obiekty. Otrzymujemy zatem zestaw intrygujących figur odtwarzających topologię zajmujących Didkowskiego problemów: gry z rezygnacją, regułami artystycznej apriopracji, a także z kodami odwracającymi porządek komercyjnie sankcjonowanych narracji. Odlew głowy wciśniętej w tani plastikowy syntezator wydający monotonny, otępiający dźwięk; rzeźba osiedlowego murka, przywodząca na myśl parodię pomnika przełożonego na horyzontalny antymonument; zasłony umieszczone na karniszach wykonanych z luf wiatrówek, nawiązujące do ponurych okoliczności śmierci wokalisty blackmetalowego zespołu Mayhem; fotografia kwiatu tytoniu stylizowana na obraz à la Thomas Struth, dekontekstualizująca popularne przedstawienia tej rośliny w postaci produktu przetworzonego do masowego spożycia, prezentowana na tle boazerii z dwóch rodzajów drewna przesuniętych wobec siebie w czasie o 100 lat.
W tym kontekście możemy zacząć nieco swobodniej myśleć o pewnej alegorii: pomiędzy konceptualnym gestem przeniesienia pierwszego przedmiotu codziennego użytku do przestrzeni galerii a rzeczywistością samego życia z czasem pojawił się czasowy dystans oddzielający również ostatni artystyczny gest Duchampa, z rozmysłem pochylającego się nad szachowymi figurami, od rozważań Setha Price’a dotyczących znaczenia sztuki wywiedzionej z aktywności ze sztuką niezwiązanej.
Jak swego czasu zauważył Marcel Broodthaers: „definiowanie artystycznej aktywności ma miejsce przede wszystkim w polu jej dystrybucji”. „W tym systemie chyba wszyscy gonią własny ogon”, powiedział Wojtek.
Ostatecznie rzecz zatem w nieustannej cyrkulacji.