Jak wiadomo, jest coś nad wyraz frustrującego w obcowaniu z nieustannie zajętymi ludźmi. „Brak czasu”, choć sprawia wrażenie banalnej wymówki, to w rzeczywistości odmowa niemal ostateczna, sięgająca retoryki z poziomu ontologicznego repertuaru. Co bowiem oznacza nie mieć czasu? Nie być w posiadaniu czegoś, co stanowi o jakiejkolwiek formie obecności? Spotkanie uchylone czy odroczone na moment pośmiertny? Do kogo w ogóle należy czas? Czas prywatny oraz czas instytucji jest tym samym: to „biurokracja, którą tworzymy wszyscy”. Negatywność kryjąca się w tym braku nie jest jednak jawna, zostaje wstawiona w nawias frazesu sygnalizującego zniecierpliwienie lub rezygnację, pasywny sygnał niedopowiedzianej, lecz ostatecznej odmowy. W tym kontekście życie przekształcone zostaje w serię interesów, pospieszną serię spotkań motywowanych jedynie realizacją partykularnych dążeń. „Brak czasu” reprezentuje ideę czasu wyrwanego poza mechanizm zobowiązań. W tym kontekście nawet powszedni romans staje się wyłącznie banalnym biznesem.
Ucieczka przed miłością zawsze kończy się w pracy. Zatem sceneria, która miałaby choćby alegorycznie wskazywać na to bazowe opuszczenie mogłaby mieć w sobie również coś ze współczesnych ruin miłości w świecie uginającym się pod ciężarem pośpiechu i interesów. To sceneria przerwanej kariery: tandetne wykończenia liczone w metrach bieżących, porowata podsufitka, zegarek, wnętrze samochodu, zarys ludzkiej głowy wraz z oddalającą się sugestią autoportretu. Na wpół opuszczony biurowiec, niewielkie pomieszczenie na piątym piętrze, warcząca świetlówka. Tutaj czas przestał pracować na czyjąkolwiek korzyść. Pozostaje przestrzeń pozbawiona jakichkolwiek relacji ze swoim zewnętrzem, pilnowana w dzień i w noc, zabezpieczona na rzecz przyszłego, wyobrażonego interesu, być może jakiejś próby powrotu do poprzedniej formy romansu ze światem, który istnieje w dalekim zawieszeniu. Niestety strzałka czasu zmierza tylko w jedną stronę. Istnieją zatem jedynie gesty symulujące kontakt, obrazy sięgania i jednoczesnego wycofywania się ze świata, do którego powrotu już nie ma. Każda kolejna przestrzeń powstająca w tym odroczeniu to wyłącznie wyreżyserowana utopia.